Oh shit .
Zostało mi tylko niecałe trzydzieści minut aby się wyszykować.
Fajnie,super na pewno zdążę. Tak tak,świetny sarkazm.
Zeszłam z łóżka wywalając się przy tym o moje kapcie.
-Kurwa mać,czy dzisiaj jest jakiś pierdolony piątek trzynastego?!-wrzasnęłam.
-Przestań przeklinać bo ci wyłączę router,wracam o godzinie osiemnastej a w domu ma być porządek-usłyszałam Martina
-Ta jasne,będzie porządek-mruknęłam pod nosem
Dobra teraz muszę zrobić taki szybki ogar bo zostało mi dwadzieścia siedem minut i trzydzieści dziewięć sekund.To mało.
Ruszyłam pod prysznic.Postanowiłam że dzisiaj nie będę się malować.
Nie miałam ochoty na większe strojenie więc wybrałam prosty dresowy look.
Wykonałam wszystko co trzeba i ruszyłam w stronę autobusu który miał mnie zawieść do szkoły.
Gdy weszłam do autobusu poczułam zapach naftaliny.Okej widzę że dzisiaj trochę tego jest spojrzałam na moherowe berety które kłócą się z młodymi.
Nie miałam ochoty na nic.Ledwo co żyje. Najwyżej prześpie się potajemnie na lekcji.
Usiadłam na miejscu i założyłam słuchawki.
Powoli w moich uszach rozprowadzała się piosenka-
Hozier-Take me to Church
***
Take me to church
I'll worship like a dog at the shrine of your lies
I'll tell you my sins so you can sharpen your knife
Offer me that deathless death
Good God, let me give you my life
Powtarzałam słowa piosenki pod nosem.Przynajmniej tak mi się wydawało.
Potem się okazało ze tak naprawdę śpiewałam to wysokim sopranem.
Współczucie ludziom którzy musieli wysłuchiwać mój śpiew.
Co za fałsz.
Wysiadłam z autobusu i ruszyłam w stronę szkoły.
*20 minut póżniej**
*20 minut póżniej**
Weszłam do szkolnej klasy wraz z ludzmi z równoległych klas
I w tym momencie przypomniało mi się że dzisiaj przychodzą bardzo ważni goście do naszej szkoły.Świetnie,a ja w dresach.
No nic jakoś przeżyję.
Korzystając z okazji że nie było pani postanowiłam zrobić sobie zdjęcie z moją kochaną koleżanką
Asil.
''querido Asil''
(''kochana Asil'')
Po dodaniu zdjęcia pani weszła do klasy i musiałam wrócić na swoje miejsce.
Usiadłam koło mojego przyjaciela-Philipa i jak to zawsze on,wziął moje włosy do ręki i zaczął się nimi bawić.
Nagle dzwi się otwarły a w nich ujrzałam........
Heii:)
Witam was w kolejnym rozdziale,wiem że trochę krótki ale następny będzie dłuższy i trochę ciekawszy:)
W komentarzach z poprzedniego rozdziału pojawiło się pytanie:co Ney dla mnie zrobił?
m.i.n:
-Przede wszystkim nie przejmuje się ludzmi którzy mnie zle mnie oceniają, jestem bardzo pewna siebie (przedtem też byłam ale teraz bardziej) wzięłam się za ćwiczenia, wiem czego chce, odkryłam swoją pasję,mam większą motywację,dzięki niemu również bardzo uwieżyłam w siebie i w swoje mozliwości dzięki czemu biorę się za jęz.norweski.
Pokazał mi że warto wierzyć w siebie i w swoje marzenia bo przecież nic nie jest niemożliwe,jego uśmiech na twarzy,śmiech sprawia ze ja jestem szczęśliwa.
Gdy jest mi smutno wchodzę na jego ig i od razu mam banana na twarzy:)
''Jeśli nie otrzymujesz cudu.....stań się nim''
ps.mam nadzieje ze rozdział się spodobał:)licze na komentarze:):)